Film “183 metry strachu” – recenzja

Główną bohaterką thrillera “183 metry strachu” (oryginalny tytuł “The Shallows“, czyli po prostu Płycizna) jest Nancy Adams (studentka), która przybywa na odludną plażę w meksykańskiej zatoczce, aby popływać na desce. W ciągu kilku godzin od jej przybycia okaże się, że zginie dwóch innych surferów, a Nancy przyjdzie stoczyć dramatyczną walkę na śmierć i życie z gigantycznym żarłaczem białym.

Pisałem o tym filmie już w marcu 2016, jak tylko pojawił się pierwszy zwiastun. Jak przekonują wszystkie spoilery, trailery oraz dostępne opisy – jest to film o woli przetrwania, sile i niezłomności. Rzeczywiście, sielankowe widoki oraz pływanie na falach bardzo szybko zmienia się w walkę o przetrwanie. Najpierw rannej uda się wdrapać na pływające i mocno poszarpane zwłoki  wieloryba, a następnie na skalany występ. I mimo, iż od piaszczystej plaży, dzieli ją odległość mniejsza niż 200 metry z powodu rekina – ów ląd jest niedostępny. Przy okazji nie wiem jak dystrybutor filmu wyliczył owe tytułowe 183 metry, zagadka. Przecież wszyscy wiemy, że na brzeg jest nierówny, poza tym na głębokość np. 1 metr i mniej, która ciągnie się na dużym odcinku ów wielki rekin nie miał by szans się pływać. To, że akcja dzieje się na ograniczonej przestrzeni dodaje dramatyzmu.

Studenci medycyny górą

Nacy nie jest typową studentką ekonomii/finansów/prawa, jakich pełno w innych filmach, tym razem zdecydowano się na studentkę medycyny. Nie bez powodu, tylko dzięki jej wiedzy udało jej się przetrwać. W tym zatamować krwawienie na udzie (ranę zszyje je przy pomocy kolczyków).   Na pewno fajnie w filmie  jest to, że musiała poradzić sobie wyłącznie z tym, co ma przy sobie (pomysłowość i improwizacja). Aby przeżyć, użyje wszystkiego, co może wykorzystać w tej nierównej walce. Każdego, najmniejszego nawet, przedmiotu. Faktycznie przez te bodajże dwa dni kiedy toczy się akcja,  jej wola walki imponuje.

Rekin desperat i modelka

Nie obyło się też bez wpadki. O ile fakt, zaatakowania surferów przez rekina można sobie wytłumaczyć instynktem łowczym(?), bo ciężko tu mówić o głodzie, skoro obok pływało olbrzymie cielsko wieloryba. To desperacja rekina momentami jest za daleko posunięta. Nacy to być pani, która w porywach waży 50 kg, ale smakołykiem , ani tym bardziej zagrożeniem dla rekina nie jest – skąd zatem taka złość u zwierzęcia?  Mimo oparzeń (flara, palący się olej/tran), zranień nadal atakuje, ba nawet gryzie metalowe elementy tylko po to, aby dostać się do niej. Normalnie, jakby nic innego nie istniało. O ile w “Moby Dick” i temu podobnych, chodziło o zemstę na wielorybnikach, tutaj ciężko motyw. Choć gdy się wpatrzeć w rekina, widać że ma obrażenia.  Sęk w tym, że rekiny walczą także między sobą. Owszem można się jedynie czepić haka w szczękach rekina – i tak tłumaczyć mordercze zachowanie, ale to troszkę na wyrost.

Niestety całość kończy się dość schematycznie, bohaterka podobijana, ale przeżyje. Ale w Hollywood tak dziś trzeba.

Czy dużo w tym filmie survivalu? Trochę tak, ale może kilka minut. Reszta to rekinie show i widoczki. Obejrzeć można, ale do klimatu “Szczęk” trochę daleko.

Ofensywa Blog