Podziemne miasta: Przetrwanie na najbardziej śmiercionośnej planecie
Wyobraź sobie, że dryfujesz przez siedem różnych planet. Zmuszony zaczynać od nowa, raz za razem, aż w końcu znajdujesz miejsce, gdzie możesz się osiedlić. Ale tym miejscem okazuje się Arrakis – jedno z najniebezpieczniejszych środowisk w galaktyce. Taki właśnie jest los Fremenów, nomadów, których tożsamość kształtowały wieki przesiedleń. I musieli nauczyć się, jak przetrwać na pustyni. Myślę, że całkiem nieźle im to wychodziło.
Co ciekawe, mimo że byli nomadami, społeczeństwo Fremenów było opisane jako hierarchiczne i zorganizowane – a to wszystko bez żadnych formalnych praw. Jak więc można zbudować tak stabilną społeczność i zachować wszystkie materialne przejawy kultury, kiedy większość czasu trzeba poświęcać na samo przetrwanie?
Sekretem może być to, że Fremenowie mieli system zasad i praktyk społecznych, który zabierali ze sobą wszędzie – w swoich namiotach. Te skomplikowane reguły i zwyczaje wędrowały z nimi. Fremenowie najpewniej byli inspirowani arabskimi Beduinami, więc Herbert prawdopodobnie wzorował się na ich namiotach – nazywanych bayt-al-sha’ar, czyli Dom z włosia. Były to czarne namioty tkane z koziej sierści, które nie tylko zapewniały schronienie, ale współgrały z pustynią – tkanina pochłaniała ciepło w dzień i oddawała je w nocy. W wilgotnym klimacie materiał pęczniał, stając się wodoodporny, a gdy wysychał – ponownie otwierał pory.
Namioty Fremenów rozwijały ten koncept – dodawano do nich systemy wychwytu wilgoci, odzyskując każdy pojedynczy gram potu czy oddechu. Tworzyło to symbiotyczną relację między środowiskiem a człowiekiem.
Te namioty były też niezwykle uniwersalne. Można je było rozstawić w kilka godzin na wydmach lub zboczach, wykorzystując ukształtowanie terenu jako osłonę przed wiatrem i odpowiednio ustawiając wejścia. W Dune 2 widzimy, jak wyglądały te namioty jako całość – z centralną strukturą i mniejszymi modułami dobudowywanymi wokół niej. Modułowość tę widać również w namiotach Beduinów – gdy rodzina się powiększała lub zmniejszała, dodawano lub zdejmowano sekcje, rozciągając kozią sierść na palach.
Mimo otwartej konstrukcji, namioty świetnie spełniały funkcję społeczną – prostymi przegrodami oddzielano przestrzeń dla mężczyzn i kobiet, dla rodziny i dla gości, wyznaczano strefy prywatne i wspólne. Namiot nie był więc tylko praktycznym schronieniem – tworzył ramy dla interakcji. Był dynamiczną, społeczną przestrzenią, w której pielęgnowano wartości i normy kulturowe, dbając o to, by tradycje przetrwały nawet w najtrudniejszych warunkach pustyni.
Ale Fremenowie mieli też bardziej trwałe domy. Można powiedzieć, że byli troglodytami – mieszkańcami jaskiń. Mimo ograniczonych zasobów, stworzyli całe społeczeństwa w naturalnych formacjach skalnych: jaskiniach, wzgórzach, ścianach skalnych. Herbert nazywa je „małymi miastami”. To było doświadczenie, które całkowicie pochłaniało – Paul widział Fremenów, którzy zrzucali kaptury, zdejmowali nosowe filtry, głęboko wdychając powietrze. Paul zrobił to samo i uderzył go zapach tego miejsca – ciała bez kąpieli, odzyskane odpady rozrzucone wszędzie, kwaśna mieszanina ludzkich zapachów – a nad tym wszystkim aromaty przypraw i harmoniczne nuty przyprawopodobnych woni. Ale wtedy Farok wziął głęboki oddech i powiedział: „Ach, zapach domu”.
Wyobraź to sobie – ci ludzie znajdowali pocieszenie w czymś, co dla innych byłoby odpychające. W pewnym sensie ich tożsamość była złączona najsilniejszym możliwym spoiwem – wspólnym, zmysłowym doświadczeniem życia pod ziemią.
Sietcze Fremenów były bardzo złożonymi systemami. Miały zewnętrzne pułapki wiatrowe do zbierania wilgoci, death stills do przetwarzania ciał zmarłych, całe sekcje przeznaczone na przemysł, kulturę, wojsko, a nawet poligony do testowania projektów terraformowania Arrakis. Brzmi jak science fiction, ale istnieje realny odpowiednik – Kapadocja w Turcji. To region znany z unikalnych formacji geologicznych – miękkiego, wulkanicznego tufu, który pozwalał ludziom drążyć skały i tworzyć naturalne schronienia. Powstawały całe społeczności w takich formacjach jak słynne „baśniowe kominy” – wydrążone w środku i używane jako domy lub magazyny.
Największym i być może najbardziej imponującym miastem podziemnym było Derinkuyu – rozciągające się na 85 metrów w głąb ziemi i mogące pomieścić nawet 20 000 osób wraz ze zwierzętami, zapasami żywności i źródłami wody. Zostało odkryte przypadkiem w 1963 roku, kiedy miejscowy rolnik zburzył ścianę w piwnicy i odkrył wejście do labiryntu tuneli i komór. Derinkuyu było samowystarczalne – miało system wentylacyjny, studnie, kuchnie, kaplice, szkoły, a nawet miejsca do przechowywania wina. Ale Derinkuyu ma znacznie starszą historię – najstarsze pisemne wzmianki pochodzą z 370 r. p.n.e. Przez wieki było zajmowane i rozbudowywane przez różne cywilizacje – od Frygów po Persów i chrześcijan z czasów Bizancjum. Uważa się, że Hetyci rozpoczęli pierwsze wykopaliska, tworząc kilka poziomów jako schronienie obronne z labiryntowymi tunelami, ukrytymi przejściami i wąskimi korytarzami, które miały na celu spowolnienie wroga. Ale to Frygowie, około 1200 r. p.n.e., znacznie rozbudowali system, wykorzystując swoje umiejętności budowniczych z epoki żelaza – dodali m.in. kamienne drzwi obrotowe, które można było przesuwać tylko od środka, odcinając dostęp z zewnątrz.
Rozmieszczenie poziomów miasta też było przemyślane – na górze trzymano zwierzęta, by ograniczyć zapachy i gazy, a jednocześnie tworzyć warstwę izolacyjną na zimniejsze miesiące. Głębiej były mieszkania, szkoły, miejsca kultu, a nawet piwnice na wino.
Jak więc Fremenowie mogli zbudować tak szczegółowe, podziemne miasta na Arrakis? Właściwie to wszystko przypomina nowoczesne techniki druku 3D. Do naszych projektów używamy drukarki BambuLabs X1C z modułem AMS. Pracujemy szybko, więc bardzo doceniam jej prędkość, jakość i precyzję – to niezawodne narzędzie dzięki automatycznemu poziomowaniu, systemowi eye slider i kompensacji drgań. Moduł AMS pozwala drukować z różnych materiałów i kolorów jednocześnie. BambuLabs oferuje też szeroką gamę filamentów – do tego projektu użyliśmy PLA Marble dla uzyskania ziemistego efektu, a do areny Harkonnenów wybraliśmy Plate Metal. Można też wymieniać średnice dysz, by poprawić jakość druku – co zrobiliśmy właśnie w tym projekcie, by osiągnąć różne poziomy detali. Jeśli nie wiesz, co wydrukować, sprawdź MakerWorld – mają mnóstwo gotowych modeli, które możesz od razu wykorzystać. Zawsze zadziwia mnie, jak szybko można przejść od modelu cyfrowego do fizycznego. Jeśli cię to kręci, sprawdź drukarkę BambuLabs X1C – link znajdziesz w opisie.
Ale wracając – kluczowym elementem miasta były szyby wentylacyjne, które przenosiły naturalny przepływ powietrza między pomieszczeniami. Te szyby były też częścią systemu wodnego – łączyły się ze wspólną studnią, wykopaną na głębokość około 55 metrów. Dzięki temu nie tylko dostarczano świeżą wodę, ale też schładzano powietrze przed jego rozprowadzeniem po całym kompleksie. Miasto miało około 50 takich szybów, rozmieszczonych strategicznie, by świeże powietrze docierało nawet do najgłębszych komór – a przy okazji były też linią obrony. Jeśli najeźdźcy próbowaliby dostać się od góry, wystarczyło odciąć dopływ wody.
W Diunie mamy podobne rozwiązanie – pułapki wiatrowe, które zbierają wilgoć z atmosfery. To przypomina bardziej tradycyjne barjeele, używane w gorących, suchych regionach do chłodzenia budynków – łapią wiatr, kierują go w dół, a różnica ciśnień wypycha gorące powietrze na zewnątrz. Pułapki wiatrowe Fremenów kierowały wilgoć do zbiornika – kluczowego elementu sietcza, chronionego przed wrogami.
Są też sceny w Diunie, które sugerują, że zamiast być wykute w naturalnych jaskiniach, niektóre struktury mogły być budowane wokół czegoś – co wskazuje na inny sposób konstrukcji: tzw. lost formwork (szalunek tracony), gdzie budowano strukturę wokół formy, a potem ją usuwano, zostawiając samą skorupę. Jest wiele sposobów – w naszym filmie o jaskini Batman testowaliśmy metodę z drewnianymi kołkami, na które wylewano beton, a potem palono wewnętrzny szkielet. Inne metody to na przykład użycie nadmuchiwanych balonów jako formy, a potem spuszczanie powietrza, albo… zwierząt. W tym przypadku budowano wokół rdzenia z beli siana, a po utwardzeniu betonu wprowadzano krowę Paulinę, by wyjadła resztki wnętrza.
Tak, Fremenowie byli pomysłowi – ale musieli spędzać ogromną część czasu, skupiając się na przetrwaniu. Czy więc te detale powstawały mozolnie, przez pokolenia? Moim zdaniem – z ich sprytem i wynalazczością, z kombinezonami destylacyjnymi – raczej tak. A może to połączenie obu podejść. Tak czy inaczej, te struktury to symbole stabilności w świecie, który jest nieustannie zmienny. Każda komora, każdy system – to odzwierciedlenie kultury, która traktuje przetrwanie jako wspólne zadanie.
Więc życie troglodyty wcale nie jest takie złe – zwłaszcza jeśli chcesz przeżyć na Arrakis. To naturalne schronienia obronne. Są chłodniejsze, zatrzymują wilgoć, im głębiej, tym lepiej. I mogą dawać naprawdę odlotowe wrażenia.
Jedna z najbardziej niepokojących scen w Diunie to rytuał „spice agony”, który daje dostęp do genetycznych wspomnień przodków. I oczywiście są tu dziwne podobieństwa z rzeczywistością – jaskinie były kiedyś wykorzystywane przez pustelników czy joginów w Indiach do medytacji lub modlitwy. Ale moim zdaniem najciekawsze są starożytne wierzenia Greków – ci przypisywali ogromne znaczenie dążeniu do prawdy, dlatego wyrocznie i prorocy byli tak ważni. Uważali jednak, że prawdziwej wiedzy nie da się doświadczyć, dopóki ma się ciało. Cytując Platona:
„Ciało nieustannie przeszkadza w naszych badaniach, rozprasza nas hałasem i zamieszaniem, przeszkadza w dostrzeżeniu prawdy. Właściwie, jeśli kiedykolwiek mamy coś naprawdę poznać, musimy być wolni od ciała. Dopiero po śmierci posiądziemy mądrość, której pragniemy.”
Nieźle, prawda? Ale jaskinie były rozwiązaniem – pozwalały wyzwolić umysł z ograniczeń ciała. Miały wyjątkowe właściwości, które sprzyjały osiąganiu zmienionych stanów świadomości – niemal całkowity brak światła, stała temperatura i wilgotność, brak dźwięku. To naturalna komora deprywacji sensorycznej.
Podobno w takich warunkach mózg wpada w stan głodu bodźców – umysł, pozbawiony zewnętrznych impulsów, zaczyna tworzyć żywe obrazy i halucynacje. To dlatego „biały pokój” jest tak skuteczną torturą – i może trwale uszkodzić mózg. Może to również wywoływać pareidolię – zjawisko, w którym umysł przypisuje znaczenie przypadkowym wzorom. Więc może dla Fremenów to nie tylko przyprawa, ale i troglodycki tryb życia dawał te duchowe przeżycia.
Ale Fremenowie nie używali jaskiń tylko do kontaktu z wyższą mocą – mogli też używać ich do utrzymywania władzy. Już tłumaczę – to klasyczny przykład tego, co filozof Michel Foucault nazywał przestrzenią dyscyplinarną. To struktury celowo zaprojektowane, by kontrolować ludzi, wykorzystując architekturę jako narzędzie do egzekwowania władzy i autorytetu. Ma to sens, prawda? Ale to… i to… to też są przykłady takich przestrzeni. Kluczowe elementy przestrzeni dyscyplinarnej – w dziwny sposób – pasują też do sietczy Fremenów: ograniczone punkty wejścia, które ułatwiają nadzór; tunele kierujące ruchem i zachowaniami; przestrzenie chronione i odizolowane od świata zewnętrznego, które wzmacniają poczucie wspólnej odpowiedzialności; przegrody oddzielające ludzi lub aktywności, umożliwiające zarówno izolację, jak i nadzór; miejsca, które tworzą rutyny i zasady, wymuszając zgodność i porządek.
Sietcze nie były więc tylko obronne czy praktyczne – aktywnie kształtowały społeczeństwo Fremenów. Ich architektura wpajała dyscyplinę, porządek i spójność społeczną, subtelnie modelując zachowania i wartości.