Kolejny raz napis „SOS” na piasku uratował życie, 2023
64-letni Niemiec został po trzech dniach uratowany z bezludnej wyspy Cay Sal, położonej około 150 kilometrów na północ od Kuby. Mężczyzna wpadł w tarapaty podczas żeglarskiego rejsu.
Uwięziony Niemiec uratowany z wyspy na Bahamach po trzech dniach, wcześniej straż przybrzeżna informowała, że był to Holender, ale okazało się to nieprawdą.
Rozbitek znalazł się na odległej wyspie po tym, jak jego jacht żaglowy zaczął tonąć u wybrzeży. Nie wiadomo, jak do tego doszło. Na wyspie zrobił duży znak SOS na piasku. Zapalił również pochodnie, mając nadzieję, że zostanie zauważony. Kiedy zauważył helikopter amerykańskiej straży przybrzeżnej, wystrzelił racę ratowniczą. Okazało się to jego wybawieniem.
Z powietrza straż przybrzeżna zobaczyła na plaży żagle i kawałki plastiku. Prawdopodobnie mężczyzna ukrywał się pod nimi. Służby ratunkowe zrzuciły na wyspę żywność, wodę i radio. Niemiec poinformował przez radio, że jest na wyspie już od trzech dni. Niewiele później został uratowany przez przepływający w pobliżu statek.
Mężczyzna cieszy się dobrym zdrowiem. “Jesteśmy dumni, że udało nam się uratować życie tego człowieka” – powiedział bosman Dev Craig ze Straży Przybrzeżnej. “Ten przypadek jest doskonałym przykładem tego, dlaczego na statku należy mieć odpowiedni sprzęt ratowniczy”. Podkreśla to również wolontariusz Straży Przybrzeżnej, Wilson Riggan: “Po trzech dniach ten helikopter musiał być ekscytującym widokiem. Sposoby sygnalizowania i podnoszenia alarmu są ważne na morzu, a nie tylko wymagane”.
Psychologia rozbitka
Jeśli ktokolwiek wie, jak musiał czuć się Niemiec, to jest to Wilbert van Haneghem. Mieszkaniec Amsterdamu przeżył katastrofę statku u wybrzeży Indonezji wraz ze swoją dziewczyną w 2014 roku. Przez 40 godzin leżeli w morzu, trzymając się małej łodzi. “Myśl, że możesz nie zostać odnaleziony na czas, jest straszna. Ten człowiek, podobnie jak my, musiał być przerażony” – mówi Van Haneghem, który napisał książkę o swoich przygodach.
Bycie samemu na bezludnej wyspie, z ryzykiem, że nie zostanie się odnalezionym na czas, ma ogromny wpływ na stan psychiczny, mówi Van Haneghem. W takiej chwili przez głowę przechodzą różne rzeczy. Myślisz o wszystkim. To, w połączeniu z odwodnieniem, wyczerpaniem i wypaleniem, może dosłownie doprowadzić człowieka do szaleństwa. W naszym przypadku, na przykład, zaczęliśmy mieć halucynacje. Po tym, jak zostaliśmy uratowani, ja i mój przyjaciel czuliśmy się, jakbyśmy biegli w maratonie przez trzy miesiące. Jesteś po prostu kompletnie rozbity”.
Van Haneghem uważa, że Niemiec, który utknął na mieliźnie, użył klasycznego wezwania pomocy “SOS”, co było “genialnym posunięciem”. ,,Naprawdę świetna akcja. Też bym tak zrobił. To wiele mówi o tym, co musiał czuć ten człowiek. Prawdopodobnie byłby u kresu sił. Zwłaszcza gdy nie ma się do dyspozycji nowoczesnych środków komunikacji. Albo myśl o tym, że w ogóle się za kimś tęskni. Wtedy trzeba zrobić wszystko, by zaalarmować świat zewnętrzny, że jest się w niebezpieczeństwie. Najwyraźniej był w trybie: muszę i zostanę znaleziony. To poczucie prawdopodobnie uratowało mu życie”.
Źródło: www.ad.nl